Niebywała wprost energia biła z Bisonte Marca da Silvy Ferreiry i Graces Silvii Gribaudi – głównych spektakli tegorocznego festiwalu Ciało/Umysł. Te prace przyćmiły pozostałe prezentacje klarownym przekazem i perfekcyjnym wykonaniem. Można je uznać nawet za prace nieco kontrowersyjne – tak śmiało łamały schematy dramaturgii, konstrukcji przedstawienia tanecznego, sposobu mówienia o własnych zaletach i niedoskonałościach, o wieku, tożsamości czy płci. Granic jednak nie przekroczono.

Wersja do druku

Udostępnij

Nie oznacza to oczywiście, że pozostałe spektakle 22. Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Tańca i Performansu Ciało/Umysł – już jedynie sola i duety – nie były zajmujące; były, ale ich formuła wymagała od widzów zupełnie innego odbioru. W tych małoobsadowych propozycjach trzeba było być wyciszonym, umieć poddać się zaproponowanemu tematowi i rytmowi, zrozumieć, że ascetyzm przekazu był tutaj przemyślany, celowy i odkryć ten cel, nie tyle na scenie, co w sobie, we własnych przeżyciach i przemyśleniach. Takiej niebywałej uwagi wymagały surowe i powściągliwe choreografie Misspiece Dominiki Wiak czy Tens Marty Wołowiec, w których artystki skupiły się na eksploracji własnego ciała, jego społecznej roli, energii, wewnętrznej wibracji i planowo nie pomagały nam, widzom, w wejściu w ten badawczy, eksperymentalny, ale też bardzo intymny świat. Z kolei formy bardziej teatralne zobaczyliśmy w spektaklach Pan Zaraz Dzikistyl Company oraz Bestseller Rafała Dziemidoka i Martina Clausena.

„Utulenia” – hasło pokazujące nasze współistnienie

22. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Tańca i Performansu Ciało/Umysł odbył się pod hasłem „Utulenia”. Wszystkie pokazy zaproszonych spektakli – trzy zagraniczne i trzy polskie – skumulowano w weekendowe dni, od 6 do 8 października 2023 roku w warszawskim STUDIO teatrgaleria, a w programie wydarzeń towarzyszących znalazły się dodatkowo dwa warsztaty (Jak tańczyć? Warsztat dobrej kultury pracy w tańcu, poprowadzony przez Kasię Wolińską i Cykl menstruacyjny w procesie kreacji – warsztat z Amy Draper), panel dyskusyjny (Well-being. Well-art. Well-dance) oraz instalacja dźwiękowa (Porozmawiajmy o trosce | 200 pytań według koncepcji Rubiane Maia).

W porównaniu do całej historii festiwalu, tegoroczna edycja Festiwalu Ciało/Umysł była dosyć skromna, bo większość pokazów stanowiły prace małoobsadowe, a aż połowę programu scenicznego oparto o propozycje polskich artystów; z drugiej jednak strony główne zagraniczne spektakle imprezy aż z nawiązką wynagradzały ascetyzm, jakiego widzowie doświadczyli na polskich wieczorach. Z pewnością należy tu zwrócić uwagę na czas, w jakim odbywa się ten jeden z najważniejszych polskich festiwali tańca: ubiegłoroczna edycja odbyła się jeszcze w „trybie pandemicznym”, a ta – w momencie wybuchu wysokiej inflacji i kryzysu gospodarczego. A dodatkowo trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, że w tym roku generalnym założeniem Festiwalu Ciało/Umysł było skupienie się na szczególe, pracach wypełnionych cichymi, wręcz intymnymi przeżyciami, przemyśleniami i spostrzeżeniami, zakrzykiwanymi zazwyczaj w standardowej, sprawdzonej formule dużych spektakli i wydarzeń teatralnych. Celem było skierowanie naszej uwagi na to, co wewnątrz, na współodczuwanie, współistnienie, przytulenie czy szerzej – utulenie. Ten koncept niósł ze sobą wiele ryzyk, bo wszystko zależało od tego, czy widzowie (wyrwani przecież ze świata pełnego bodźców, wymagań i ocen) potrafią się na niego w pełni otworzyć.

„Pojęcia takie jak troska, równowaga i dobrostan w ostatnich latach, szczególnie po pandemii, zostały zawłaszczone przez główny dyskurs, stając się nierzadko częścią praktyk prowadzących do wyzysku – stąd sceptyczne komentarze dotyczące tych pojęć. Jednak my chcemy być naiwni i cieszymy się ogromnie, że festiwalowe spektakle przywracają dla nas takie wartości, jak: troska, intuicja, inteligencja emocjonalna, miłość, współodczuwanie, wrażliwość, empatia, szacunek, uważność i współistnienie” – zapowiadała w festiwalowym tekście programowym Edyta Kozak, dyrektorka artystyczna Ciało/Umysł. „Na tegoroczną edycję zaprosiliśmy artystów, którzy zamiast komentować zdegradowany status świata, zapraszają do swojego, czasem ukrytego, cichszego, niejednoznacznego, wolno wyłaniającego się, nowego świata. Nie ma w nim nierozerwalnego związku odwagi i strachu, brak też dramaturgicznego konfliktu, tak popularnego w teatrze. Jest za to miejsce na rzeczywistość i akceptację, świadomą grę ze strukturami kultury i wyzwalanie się z więzów. Jest też szukanie ochrony we wspólnocie i w sobie samych”.

Eksperymenty, poszukiwania i... siła kobiet

Z polskich propozycji w jeden wieczór ułożono dwa eklektyczne sola, Misspiece Dominiki Wiak i Tens Marty Wołowiec, a osobno zagrano bardziej teatralną choreografię Pan Zaraz Dzikistyl Company – wszystkie te spektakle znalazły się na tzw. shortliście 30 najlepszych prac Polskiej Platformy Tańca 2024.

Misspiece i Tens były typowymi pracami konceptualnymi, opierającymi się na ukazywaniu procesów przeżywanych i rozwijanych ruchowo przez ich bohaterki. Dominika Wiak – jak później opowiadała – wychodziła od pracy stóp, nowej praktyki, która ją pochłonęła. Następnie we współpracy z Marcinem Miętusem, odpowiadającym za dramaturgię, rozbudowała ją tak, aby doprowadzić sceniczne działania do formy dekonstrukcji i rekompozycji, mającej na celu wsłuchanie się w głos kobiet. Stąd też przewrotny tytuł, w którym zamiast „masterpiece” pojawia się nowe słowo „misspiece”, a na scenie przez cały czas obserwujemy nieruchomą figurę kobiety owiniętej czarną folią, z którą Wiak nie wchodzi w interakcję, a jednak nie można nie zauważyć obecności tego istniejącego, ale ukrytego przed wzrokiem widza symbolu piękna. Wiak, podobnie jak później Wołowiec, tańczyła do muzyki miksowanej na żywo (kompozycje Rafała Ryterskiego wykonywał Aleksander Wnuk), pół spektaklu tyłem do publiczności, w płaszczu tak zbudowanym, że znad kołnierza nie widać było jej głowy. Słychać było natomiast utwór Franka Sinatry, jakby specjalnie zwracano nam uwagę na to, że milczenie kobiet w patriarchalnym społeczeństwie, czy w ogóle historii świata, było jak dotąd obowiązkowe. Jak dotąd – bo dziś kobiety przecież chcą i często próbują wyrwać się z narzucanych im społecznych więzów, krępujących ich ruchy i zamykających usta. Mamy tutaj wyraźne próby symbolicznego odzyskiwania własnej tożsamości.

Z kolei Marta Wołowiec w swoim Tens, pracy także wpisującej się w kobiece, feministyczne głosy, eksploruje temat ciała jako syntezatora, nośnika i odbiornika energii. Choreografka przyznała, że już wcześniej pracowała nad próbą przełożenia syntezatorowych dźwięków na ciało i gdy zaczęła pracować nad tym, w jaki sposób ciało może generować prąd i przepuszczać prąd przez siebie, do współpracy zaprosiła Wojciecha Kiwera, który fascynuje się m.in. syntezatorami modularnymi, pozwalającymi na łączenie w zasadzie wszystkich sygnałów fonicznych w dowolnych konfiguracjach. Razem stworzyli pracę wychodzącą od odnalezienia w sobie wewnętrznego rozedrgania, która na oczach widzów rozwija się w cały proces ruchowy, żywo reagujący na muzykę miksowaną na żywo.

Oba te sola opierały się na swoistym transie, na dźwięku zespolonym z ruchem tworzącym określoną przestrzeń, w którą miał być wciągnięty widz. Specyficzna monotonność ruchu mogła jednak wzbudzać mieszane uczucia, bo jeśli odbiorca nie poddał się tej formule, miał jakieś swoje niezaspokojone oczekiwania i wypatrywał zmiany w stronę bardziej standardowego spektaklu tańca współczesnego – zawiódł się i mógł poczuć znużenie. Niekończąca się repetycja, delikatne drgnienia budujące te spektakle na pewno były ciekawe i istotne dla praktyków, ludzi, którzy na co dzień tańczą (było ich wielu na widowni), ale dla zwykłego widza, o ile warstwa muzyczna nie wydała się mu wyjątkowa, wcale nie musiały być zajmujące. Mnie obie te formuły nie zachwyciły i wcale nie dlatego, że taniec konceptualny jest mi obcy, po prostu to było dla mnie za mało. W mojej ocenie, o wiele lepiej poradził sobie z podobnym wyzwaniem Dzikistyl Company, który zaproponował formę na tyle otwartą i na tyle wielowymiarową, że mogła być ona łatwo odczytywana, np. przez widzów teatralnych nieznających mnogości nurtów tańca współczesnego, czy też samej tzw. nowej choreografii, nowego tańca.

Dzikistyl Company naprawdę przekonująco wypadł w swojej scenicznej propozycji pt. Pan Zaraz, inspirowanej postacią Kalibana, antybohatera szekspirowskiej Burzy. Ten grany w duecie spektakl płynął swobodnie po rozmaitych tekstach kultury i kodach kulturowych, by pokazać nasze społeczeństwo (i też całą naszą nieposkładaną, rozedrganą rzeczywistość) przez pryzmat współczesnego nihilizmu. Do tego stopnia, że część scen zagrana została w kominiarkach, jakby tancerze swoimi słowami i czynami dokonywali jakiejś zbrodni na oczach widzów…

Wiele tu zresztą było takich mikroprowokacji, drażnienia się z naszymi umysłami i zmysłami (w czym wydatnie pomogły wyświetlane czarno-białe wizualizacje, przygotowane przez Laurę Adel), wciągania nas w różne płaszczyzny sceniczne i obszary charakterologiczne, moralne czy filozoficzne. „Szukałem jakiegoś współczesnego odbicia figury Kalibana i z pomocą przyszło mi wiele postaci, m.in. bohater Wilka stepowego Hessego czy bohater Przemiany Kafki” – mówił podczas rozmowy pospektaklowej Patryk Dariusz Gacki, filozof, tancerz i reżyser, który wraz z Wioletą Fiuk wykonywał przedstawienie. – „Łączy je jakaś forma nihilizmu, który starałem się rozwinąć w tym spektaklu. Pan Zaraz łączy ich wszystkich, ale ma swoją charakterystykę, to ktoś, kto ciągle odwleka w czasie i ma liczne wymówki, aby nie iść dalej, lecz tkwić w swojej beznadziei”.

Jednym z przewijających się na scenie wątków była woda – jako substancja przybierająca kształt każdego naczynia, w jakim się znajduje, ale też jako symbol ciała o odmiennych stanach skupienia, także tych wymykających się prostej analizie. Ten brak stałości, ciągła zmiana wciąż w Panu Zaraz powracała, nie tylko w treściach, ale też w tańcu, który w części spektaklu był iście performatywny, osobny, wsobny, wręcz samolubny, by w innych zmieniać się w ciekawe partnerowania, nawiązywanie współpracy i wzajemnej pomocy. Wszystko to sprawiało, że propozycja Dzikistyl Company była nie tylko intrygująca, ale też naprawdę zajmująca. Także wizualnie i ruchowo, bo grupa łączy taniec współczesny z figurami, które można znaleźć w breakdance, a to z kolei, w połączeniu ze sporą dawką tekstu, aktorstwa sensu stricto, rekwizytem, wideo, światłem, organizacją przestrzeni charakterystyczną dla teatru słowa czy performance’u, daje obraz zupełnie nietypowy.

Na zdjęciu: Dominika Wiak „Misspiece”, 22. Festiwal C/U. Fot. Marta Ankiersztejn

Na zdjęciu: Dominika Wiak „Misspiece”, 22. Festiwal C/U. Fot. Marta Ankiersztejn

Na zdjęciu: Marta Wołowiec „Tens”, 22. Festiwal C/U. Fot. Marta Ankiersztejn

Na zdjęciu: Marta Wołowiec „Tens”, 22. Festiwal C/U. Fot. Marta Ankiersztejn

Na zdjęciu: Dzikistyl Company „Pan Zaraz”, 22. Festiwal C/U. Fot. Marta Ankiersztejn

Na zdjęciu: Dzikistyl Company „Pan Zaraz”, 22. Festiwal C/U. Fot. Marta Ankiersztejn

Od multikulturowej kakofonii po akceptację samego siebie

Zaskakujący był pokazywany na Ciało/Umysł polsko-niemiecki Bestseller Rafała Dziemidoka i Martina Clausena, którego punktem wyjścia była książka niedawno zmarłego ojca jednego z tancerzy, profesora filozofii Bohdana Dziemidoka, pt. O komizmie. Od Arystotelesa do dzisiaj. Autor dokonał w niej klasyfikacji i charakterystyki teorii i rodzajów komizmu, wspierając się przykładami z filmu, teatru czy literatury. Na scenie zaś performerzy rozmawiali nie tylko o humorze, ale przede wszystkim o Bogu i wątpliwościach, jakie mogą ogarniać w rozmowach o nim, oraz o dziedzictwie, które otrzymujemy po naszych przodkach. Performerzy na żywo zastanawiali się, czy może ono wpłynąć na praktykę taneczną i wciągali nas w swój świat wzajemnej relacji, odkryć i zwątpień.

Ze względu na dużą ilość tekstu wypowiadanego przez jednego wykonawców w języku niemieckim i tłumaczonego w trakcie pokazu na język polski, Bestseller był jednak trudny w odbiorze, bo polski tekst zagłuszał często słowa aktorów i tworzyła się kakofonia dźwięków, z której trudno było wyłowić treść. Dziwne to było rozwiązanie, chyba ciekawszym mogła być polsko-niemiecka rozmowa, w której rozumiejąc pytania Dziemidoka, domyślamy się jedynie odpowiedzi Clausena i próbujemy z jego ciała wyczytać to, co go dręczy lub frapuje. Na szczęście ruchowo aktorzy zaproponowali nietypowe rozwiązania, bo mieliśmy jednocześnie teatr w teatrze, swoisty minikoncert, pokaz taneczny, pokaz performatywny czy nawet dramaturgicznie zaplanowane bisy.

Warty największej uwagi był spektakl Bisonte, do którego reżyserię i choreografię stworzył Marco da Silva Ferreira. Zagrany dwukrotnie na dużej scenie STUDIO teatrgaleria (6 i 7 października), doczekał się gorącej owacji na stojąco. Ta transowa, portugalska propozycja wymykała się standardom i była rodzajem luźnej impresji o zmieniającym się świecie. Niesamowitym  przeżyciem było obserwowanie rozwoju tej pracy – jej bohaterów, początkowo nie tworzących ze sobą żadnych relacji w świecie zawieszonym między kulturą klubową a tańcem współczesnym, w świecie, w którym płeć jest płynna, a ludzie w nim są niemal androgyniczni. Ferreira stawiał tu pytania o to, jak radzimy sobie z intymnością czy własną tożsamością, czy potrafimy ją sprzedać, gdy tak niewiele o sobie, i o sobie jako społeczeństwie, wiemy. A także o to, jaką rolę w tym odnajdywaniu się ma kultura, tradycja, szeroko pojęta, narzucona z góry „norma”.

Wszystko to podano w huku mocnego beatu, mnogości bodźców, w niezwykle dynamicznym ruchu krążących bez końca ciał, niczym ćmy wokół zapalonej lampy. Choreografia z 2019 roku opiera się na działaniach sześciorga tancerzy, którzy uderzają w męską tożsamość, w kult macho i stereotypowy obraz męskiej siły fizycznej. Bisonte to także odniesienie do Ball culture (Ballroom culture), która rozwinęła się jako kontrkulturowy ruch na nowojorskiej scenie LGBT+ pod koniec lat 70. XX wieku. Nic więc dziwnego, że obejrzeliśmy mieszankę tańca, drag i wybiegu modowego,  przypominającą „bale”, na których społeczność queer mogła afirmować i cieszyć się swoją nieheteronormatywną tożsamością.

Wielkie brawa należą się nie tylko choreografowi, ale także i samym wykonawcom – za ich kondycję i umiejętności (w tym śpiewu, gry na perkusji, teatralnego wyrazu), a także za otwarcie się na elementy „miejskie”, przenikające się z wpływami kultur afroamerykańskich i latynoamerykańskich. Marco da Silva Ferreira, scalając te wszystkie elementy, wyraźnie pyta o transformację, którą przeżywa teraz taniec współczesny i w ogóle taniec sceniczny na całym świecie. Czy jest on wciąż męski? Mocny? Czy też rozpływa się w licznych przemianach społecznych?

Ale bezkonkurencyjnym przebojem festiwalu był włoski spektakl Graces w choreografii Silvii Gribaudi – autoironiczna praca inspirowana klasycystyczną rzeźbą Trzy gracje Antonia Canovy, przedstawiającą córki Zeusa, boginie wdzięku, piękna i radości. To był swoisty hymn na cześć samoakceptacji, opowieść o niedoskonałym ludzkim ciele oraz o umiejętności dystansu do niego.

Zabawne, swobodnie płynące przedstawienie, w którym Gribaudi, była tancerka klasyczna (dziś nieco korpulentna), wraz ze swoimi trzema partnerami z niebywałą lekkością porusza się między tańcem, teatrem, cyrkiem i komedią. I opowiada nam o ciele, które musi być wolne, niezależnie od jego wyglądu, płci czy estetyki. Powstał głośny protest przeciwko stereotypom, przeciwko kultowi piękna, młodości i niedowagi, lansowanej przez modę, środki masowego przekazu i… nas samych.

Wykonawcy Graces wykazali się nie tylko humorem, ale i niezwykłym wyczuciem czasu, momentu, w którym należy podjąć jakąś akcję, by nie utracić uwagi widza, świetnie nawiązali kontakt z publicznością i ripostowali na jej reakcje, nie przekraczając przy tym granic dobrego smaku. Spektakl w żadnym momencie nie był zagrany „na siłę”, co jest wyjątkowo trudne w pracach komediowych. Pokazał za to, jak wielki dystans można mieć do samego siebie, jak się śmiać (nie mylić z naśmiewaniem się), i wreszcie, jak iść przez życie bez kompleksów, wytykania wad czy tworzenia atmosfery ciągłej oceny.

Graces to naprawdę świetny spektakl, charakteryzujący się wyjątkową dramaturgią. W warstwie ruchowej także był niezwykły, bo kiedy już się wydało, że scenicznej sytuacji po prostu nie da się uratować, nie da się dobrze skończyć tak humorystycznej akcji – pojawiał się taniec klasyczny, który wywoływał istną euforię na widowni. Włoskiej pracy towarzyszyły niemal wszystkie możliwe emocje, od zachwytu po salwy śmiechu. Mieliśmy nawet „wkręcanie” aktorów w ekwilibrystyczną grę słów. Ale cała ta komediowość nie była tylko pozbawionym sensu, wielkim żartem, bo z historycznego punktu widzenia klaunada wprowadzona do tańca była niezwykle ważnym elementem zmiany, wstrząsem, który pozwolił odnajdywać inne źródła, bawić się formą, wyzwolić sztukę.

Dla Gribaudi figura klauna także była bardzo istotna. Powiedziała niegdyś, że „wprowadzony do tańca, był wentylem rewolucji, prawdziwej rewolucji. Rewolucji, która zaczyna się od transformacji poprzez ironię, możliwości mówienia w wolności tego, co myślisz, co robisz, i że śmiejesz się razem z innymi”. Warto o tym pomyśleć i zrozumieć, że w tańcu miejsce znajdzie się dla każdego.

Na zdjęciu: Martin Clausen i Rafał Dziemidok „Bestseller”, 22. Festiwal C/U. Fot. Marta Ankiersztejn

Na zdjęciu: Martin Clausen i Rafał Dziemidok „Bestseller”, 22. Festiwal C/U. Fot. Marta Ankiersztejn

Na zdjęciu: „Bisonte” - reż. i chor. Marco da Silva Ferreira, 22. Festiwal C/U. Fot. Marta Ankiersztejn

Na zdjęciu: „Bisonte” - reż. i chor. Marco da Silva Ferreira, 22. Festiwal C/U. Fot. Marta Ankiersztejn

Na zdjęciu: „Graces” - chor. Silvia Gribaudi, 22. Festiwal C/U. Fot. Marta Ankiersztejn

Na zdjęciu: „Graces” - chor. Silvia Gribaudi, 22. Festiwal C/U. Fot. Marta Ankiersztejn

Wymiana myśli, doświadczeń, refleksji

Ważnym elementem 22. edycji Festiwalu Ciało/Umysł był także międzynarodowy panel dyskusyjny, prowadzony w języku angielskim pt. Well-being. Well-art. Well-dance. W tym czterogodzinnym, bezpłatnym spotkaniu, poświęconym pytaniom, kiedy praca twórcza staje się radością i dobrodziejstwem, a kiedy jest przekleństwem i cierpieniem, gdzie znajduje się granica wolności sztuki czy jak tworzyć dobrostan artysty tańca, dobre warunki i kulturę jego pracy, wzięli udział polscy oraz zagraniczni goście. Byli to: kulturoznawczyni i ekonomistka kultury dr Emilia Cholewicka, reżyserka teatralna i trenerka kobiet Amy Draper, choreograf i performer Rafał Dziemidok, choreografka i producentka Małgorzata Dzierżon, teatrolożka i historyczka tańca Jagoda Ignaczak, badaczka zdrowia fizycznego i psychicznego tancerzy Erin Sanchez, choreografka i tancerka Marta Wołowiec, nauczycielka akademicka, choreografka i arteterapeutka dr Paulina Wycichowska oraz tancerz, performer i pisarz Simo Vassinen.

To już kolejny raz, gdy festiwalowi towarzyszy duży panel dyskusyjny czy naukowa konferencja tematyczna – wydaje się być to dobrą propozycją, skierowaną do samego środowiska tanecznego i naukowego zajmującego się obszarem praktyki i teorii tańca. Bezcenne są spotkania pozwalające na swobodny przepływ idei twórczych, podpatrywanie sprawdzonych rozwiązań z innych krajów, dzielenie się spostrzeżeniami czy doświadczeniami, ale nade wszystko pozwalające na nawiązywanie międzynarodowej współpracy w obszarach badawczych.

I na koniec, wróćmy do wyzwania postawionego przez Edytę Kozak, dyrektorkę artystyczną i główną kuratorkę Ciało/Umysł, dotyczącego otwarcia się na współodczuwanie, akceptację, tolerancję i tytułowe utulenie. Czy to się udało? Każdy winien odpowiedzieć sam; w szczególności ci, którzy zdołali kupić bilety na wszystkie propozycje tegorocznego festiwalu. Do mnie przemówiła połowa prezentacji, za to tak silnie, że kilkukrotnie wychodziłam z teatru niesamowicie podbudowana, z nowym spojrzeniem na tolerancję, nie tę, jaką obdarzamy innych, ale tę, jaką mamy wobec samych siebie. Niezapomniane wrażenia wywołały we mnie przede wszystkim Bisonte i Graces. Obyśmy w Polsce nauczyli się tworzyć takie spektakle taneczne, które byłyby w taki sposób otwarte na inność, potrafiące tak swobodnie i bez zbędnego napięcia przenikać się z życiem, z naszą tożsamością, z naszym postrzeganiem multikulturowego świata, a przy tym tak mocno uniwersalne. Warto brać z nich dobry przykład.

Na zdjęciu: Instalacja dźwiękowa „Porozmawiajmy o trosce. 200 pytań” według koncepcji Rubiane Maia, 22. Festiwal C/U. Fot. Marta Ankiersztejn

Na zdjęciu: Warsztat z Katarzyną Wolińską „Jak tańczyć? Warsztat dobrej kultury pracy w tańcu”, 22. Festiwal C/U. Fot. Marta Ankiersztejn

Na zdjęciu: Warsztat z Katarzyną Wolińską „Jak tańczyć? Warsztat dobrej kultury pracy w tańcu”, 22. Festiwal C/U. Fot. Marta Ankiersztejn

Na zdjęciu: Warsztat z Amy Draper „Cykl menstruacyjny w procesie kreacji”, 22. Festiwal C/U. Fot. Marta Ankiersztejn

Na zdjęciu: Warsztat z Amy Draper „Cykl menstruacyjny w procesie kreacji”, 22. Festiwal C/U. Fot. Marta Ankiersztejn

Na zdjęciu: Panel dyskusyjny „Well-being. Well-art. Well-dance”, 22. Festiwal C/U. Fot. Marta Ankiersztejn

Na zdjęciu: Panel dyskusyjny „Well-being. Well-art. Well-dance”, 22. Festiwal C/U. Fot. Marta Ankiersztejn

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

powiązane

Ludzie

Wydarzenia

Bibliografia

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close