Czy dwadzieścia edycji to dużo? Bardzo. Czy potencjał formuły festiwalowej już się wyczerpał? Absolutnie nie. Jako badaczka, krytyczka i widzka, życzę sobie kolejnych.

Wersja do druku

Udostępnij

Festiwale to nie tylko wydarzenia artystyczne, ale też często edukacyjno-rozwojowe i prawie zawsze społeczne. Nie inaczej jest i na białostockim „Kalejdoskopie”, odbywającym się od 2002 roku[1]. Na segment edukacyjny składały się tu zawsze różnego rodzaju warsztaty i laboratoria, głównie te z zakresu praktyki tanecznej i niekiedy choreograficznej (a i innych dziedzin sztuki, jak rysunku czy fotografii), ale też z obszaru teorii, np. krytyki tańca. W programach pojawiały się dyskusje, debaty, promocje książek o tańcu, wykłady. Specyficzną formę przybrały tu rozmowy pospektaklowe, z założenia prowadzone w nieformalnych okolicznościach, włączone w wieczorny kawiarniany gwar, przenikające się z barowym życiem białostockiej społeczności nie tylko tanecznej. Z tym swobodnym stylem wymiany myśli współgrały inne typy spotkań, w mniejszym i większym stopniu moderowanych lub puszczanych na żywioł: lunche, śniadania, spacery z przewodniczką, jamy. Tak też było w tym roku, podczas XX edycji: odbyły się warsztaty taneczne pod okiem Iwony Olszowskiej, Witolda Jurewicza, Katarzyny Leszek i Alexeya Torgunakova, rozmowy z artyst(k)ami prowadzone przez Annę Królicę i Adama Kamińskiego, jam pod kierunkiem Olszowskiej z muzyką na żywo (Róbert Jurčo), spacer historyczny pod wodzą Anny Kraśnickiej. I oczywiście to, co najważniejsze, i bez czego nic z powyższych nie mogłoby się wydarzyć, czyli wydarzenia artystyczne: siedem spektakli pełnometrażowych, dziesięć małych form i wystawa prac pleneru plastycznego Ruch Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Supraślu.

Jeśli chodzi o sprawy programowe, charakterystyczną cechą „Kalejdoskopu” jest prezentacja artystów i artystek o różnym stopniu rozpoznawalności, zarówno dobrze znanych, jak i debiutujących. Nigdy nie brakowało też gwiazd polskiej sceny tańca; ponadto programy festiwalu uwzględniały wydarzenia nie tylko taneczne, ale i koncerty, wystawy, projekcje filmowe, instalacje, spacery performatywne. Przez pierwsze lata program układała Karolina Garbacik – inicjatorka „Kalejdoskopu” i od początku dyrektorka artystyczna. Od 2007 roku kształtował się on jako wypadkowa wspólnych decyzji pomysłodawczyni i Joanny Chitruszko, a w okresie 2012-17 w skład grona decyzyjnego wchodziła jako kuratorka Anna Królica. W pierwszej dekadzie pokaźną część programów stanowiły pokazy powarsztatowe[2]; gdy jednak, wedle obserwacji organizatorek[3], zapotrzebowanie na nie osłabło, warsztaty wyodrębniono jako moduł edukacyjny bez założeń prezentacji. Program skoncentrowano wokół produkcji z już istniejącego, a zbyt mało eksploatowanego, repertuaru polskich i czasami zagranicznych zespołów i artystów/ek – przede wszystkim tych eksplorujących formę teatru tańca, acz pojawiały i pojawiają się także nurty choreografii eksperymentalnej, butō czy improwizacji scenicznej.[4]

Czy dwadzieścia edycji to dużo? Bardzo. Czy potencjał formuły festiwalowej już się wyczerpał? Absolutnie nie. Jako badaczka, krytyczka i widzka, życzę sobie kolejnych.

Pierwsze spotkania i początki karier

Zacznijmy od debiutów – niekoniecznie w znaczeniu pierwszego występu, a w sensie prezentacji artystek na wstępnych etapach kariery, jeszcze nieugruntowanych w obiegu polskiej sceny tańca. Nie należy do tego grona doświadczona Karolina Garbacik, choreografka Niebieskiej zasłony, ale reprezentują je tancerki spektaklu: uczennice Niepublicznej Szkoły Sztuki Tańca w Białymstoku, z których trzy już w przyszłym roku ukończą edukację w pierwszym absolwenckim roczniku placówki. Są to: wyróżniająca się mocną techniką klasyczną Hanna Iwanicka, obdarzona intensywną obecnością sceniczną Dominika Prytuła i efektowna w jakościach komicznych Julia Czech. Do tej samej klasy uczęszczają uczennice, które wystąpiły w bloku krótkich form w etiudach opracowanych przez Elizę Kindziuk. Odznaczajaca się lekkością ruchu i poetycznością wyrazu Martyna Osińska zatańczyła w solo Nic dwa razy i kwartecie A Song for Europa – tu wraz ze zwinną i precyzyjną Zuzanną Knyszewską, z emanującą skupieniem Gabrielą Surowiec, której ruch cechuje się wyjątkową płynnością, oraz z silną, dynamiczną Magdaleną Winnicką. Z tego historycznie znaczącego rocznika nie pokazała się tylko Oliwia Kardasz, która swobodnie odnajduje się w różnorodnych stylach (co było widać np. w 2021 roku w międzyszkolnym projekcie „Uczę się ciała na pamięć… Baczyński 21”).[5]

W programie krótkometrażowym cztery choreografki wystąpiły we własnych pracach. Wyjątkowo interesujące było The Way Marii Lenczewskiej, eksplorującej potencjał transformacji jednej sekwencji choreograficznej. Tancerka, niczym żywa rzeźba o starannie uformowanym, klarownym konturze, repetycyjnie przemierzała długą oś sceny, każdorazowo w tym samym ciągu ruchowym, ale realizowanym na różne sposoby: neutralno-kontemplacyjny, introwertycznie-emocjonalny, ekspresyjnie gwałtowny, migotliwie rwany… Przekształcając kompozycję, wciąż trzymała się jej struktury jako punktu wyjścia, do końca silnie skoncentrowana i utrzymująca uwagę publiczności.

Pozostałe sola miały wspólny mianownik: tematykę psychologiczną. Weronika Ambrozik w How… it All Ends podjęła refleksję nad technologizacją społeczeństw i unifikacją jednostek, operując mechanicznym ruchem i zautomatyzowanymi liniami prostymi, z których ciało starało się wyrwać ku organicznej miękkości. Zofia Żwirblińska w Less me Softly my Dear Octopus przyglądała się różnym modelom kobiecości, od nieustępliwej buntowniczki, przez umęczoną wielozadaniową menadżerkę życia codziennego, po przestraszoną ciężarną. Maria Pieczul zaś w Letter from Virginia dialogowała z twórczością Virginii Woolf, momentami uniwersalizując wymowę swojej pracy o odniesienia do ponadjednostkowej figury artystki zawodowo spełnionej, ale dalekiej od odczucia szczęścia czy satysfakcji.

Znani i znane

Festiwal otworzył spektakl Hertz Haus, powstały we współpracy zespołu z Arturem Bieńkowskim, pt. UNBODY. To praca tak gęsta od znaczeń i konotacji, że choć zobaczyłam ją już czwarty raz, to uchwyciłam jeszcze inny trop interpretacyjny niż te, które ujawniły się przede mną wcześniej. Tym razem na plan pierwszy wysunęło się ucieleśnienie rozważań o nieidentyczności ludzkich ciał. Magdalena Kowala, Natalia Murawska, Joanna Woźna i Anna Zglenicka w wielu synchronicznych sekwencjach robią niby to samo, niby tak samo, a jednak przecież nie jest to tym samym. Na poziomie realizacji struktury ruchowej widzimy jedno zwielokrotnione ciało, ale jest to percepcja w jakimś sensie nawykowa, w której pozwalamy sobie na rezygnację z dostrzegania różnic w architekturze ciał jednostkowych. Różnica ta bywa zwodniczo ukrywana uwypuklaniem zestrojenia kwartetu, by kiedy indziej zostać podkreśloną np. przez „anulowanie” którejś kończyny u jednej z tancerek – jak wtedy, gdy czyjeś ręce zostają „zamrożone”, a reszta ciała tańczy synchronicznie z pozostałym trio. Można więc odbierać UNBODY jako choreograficzny esej filozoficzny o wielości składającej się na jedność i o tym, jak integralność jedności rodzi się z jej wieloelementowości.

Trochę może brakuje do pełnej rozpoznawalności Teatrowi Tańca – nomen omen – Nieznanemu, ale i nie jest to zespół początkujący. Holy Melancholy Katarzyny Leszek to udana praca, która w zestawieniu z innymi produkcjami grupy pozwala już zaryzykować zarysowanie jej cech charakterystycznych. Można tu wymienić precyzyjne operowanie przestrzenią, nacisk na spójność zespołu w jakościach tanecznych i impresyjno-kontemplacyjny charakter spektakli. O ile jednak prace Filipa Hylewicza (wraz z Leszek, inicjatora powstania grupy) są zwykle chłodne emocjonalnie i komunikują się kanałem intelektualno-refleksyjnym, o tyle Holy Melancholy Leszek emanuje emocją. Co ciekawe i dość rzadkie, jest to emocja niejako introwertyczna, zapraszająca nie do wspólnego przeżywania, a do obserwacji przeżycia, wyrażonego w uderzającym kontrastowaniu organicznej miękkości ruchu ze zdyscyplinowaną kompozycją przestrzenną. Dużo tu przylegania do siebie, splatania ciał tak, by zatrzeć przynależność ich części do poszczególnych osób, wchłaniania jednostek w zbiorowy rytm i wyłaniania się z niego. Kolektywne[6] ciało grupuje się w wyraźnych liniach po centralnych osiach sceny i nieoczywistych diagonalach; wyraźna jest staranna ornamentyka dłoni, miękka pulsacja kolan i szybka zwrotność wszelkich rotacji. Tytułowa melancholia to uczucie trudne, ale kontemplacja tak elegancko zharmonizowanych geometrii może pomóc ją koić.

Blok małych form zawierał aż trzy prace Izabeli Zawadzkiej, prowadzącej działalność artystyczną (głównie w obszarze teatru tańca i improwizacji) i pedagogiczną (zwłaszcza w zakresie tańca współczesnego[7]), oraz pracującej jako terapeutka ruchowa – trenerka medyczna. Przekrojowe doświadczenie sprawia, że choreografie Zawadzkiej często wyróżniają się skupieniem na pracy ciała i eksponowaniem mocnych stron wykonawców/czyń poprzez nieoczywisty, interesujący rytm zmian tempa i siły ruchu. Bogate w sensy – choć raczej niefortunnie zatytułowane – Ni to baba, ni to chłop znakomicie wykonał Sebastian Olczyk. Wibrujący intensywnością żalu i tęsknoty Ostatni ekspresyjnie zatańczyła Justyna Wyszczelska. Inner – powstałe we współpracy z Karoliną Garbacik – w wykonaniu Wiktorii Baczar zwracało uwagę umiejętnym przecinaniem żywiołowego ruchu stopklatką, pozwalającą zebrać myśli i uchwycić emocje przed kolejnym dynamicznym fragmentem.

Gwiazdy

Czy o gwiazdach należy napisać najwięcej? Pozwolę sobie zrobić inaczej i tym najbardziej znanym, powszechnie cenionym, poświęcę najmniej miejsca. Bo i nie było zaskoczeń – prace dojrzałych artystów i artystek godnie odpowiedziały na wysokie wymagania, jakie można im stawiać. Iwona Olszowska jak zawsze zachwyciła pełnią świadomości ciała, obecności scenicznej i kontaktu z publicznością, Sopocki Teatr Tańca wytworzył głęboką nastrojowość, której nie można było nie dać się pochłonąć bez reszty, Witold Jurewicz stworzył plastyczny, intrygujący obraz zapraszający do wielorakich interpretacji, a Bytomski Teatr Tańca i Ruchu Rozbark nasycił nas psychologiczno-socjologiczną analizą prowadzącą do przygnębiających wniosków i budzących refleksje sugestii rozwiązań. I, jak to często dzieje się w programach festiwalowych, spektakle wchodziły ze sobą w nieoczywiste na pierwszy rzut oka dialogi i wybrzmiewały w przecinających się na wiele sposobów kontekstach.

Plenerowy Organizm Jurewicza (współpraca: Jacek Owczarek) może różnie oddziaływać na publiczność w zależności od lokalizacji. Wyobrażam sobie, że podczas premiery w zabytkowym Parku Helenów w Łodzi mógł tworzyć nastrój idylli, w której grupa[8] w płynnym i sprężystym ruchu pozwala podziwiać konstelacje zmiennych kształtów i ręcznie malowanych przez Aleksandrę Kmiecik kostiumów, na tle bujnej roślinności podkreślających kontury ciał i zarazem odrealniających je. Realizowany na tle Opery i Filharmonii Podlaskiej spektakl nabrał zaś wymowy postapokaliptycznej. Betonowo-szklano-metalowa bryła budynku wtapia się w trawiaste wzgórze, a pokrywające ją kaskady bluszczu i innych roślin przywołują wizję świata po katastrofie, gdy po nowoczesności pozostały tylko budowle, konsumowane przez nieprzerwanie witalną przyrodę. W takiej scenerii szybko kiełkuje interpretacja obrazów Organizmu jako scen z życia ludzkich młodych, które na gruzach tego, co zostało po poprzednich pokoleniach, budują nową społeczność. Czasem walcząc, czasem współpracując, na własną rękę uczą się działania kolektywnego, oraz nadziei i ryzyka, jakie ono niesie.

Tematów nadziei i ryzyka dotykają także znakomite, inspirowane twórczością Brunona Schulza, Bestie Anny Piotrowskiej, w których zespół Rozbarku[9] prezentuje się w chyba najdojrzalszy dotąd sposób. Spektakl przygląda się wypartym i/lub niezaspokojonym potrzebom oraz temu, jak transformują one w mroku „zapomnianych pokojów” umysłów i ujawniają się w lękach, natręctwach i obsesjach. Udręczenie brakiem satysfakcji z życia prowadzi zaś do prób odreagowania swoich niedosytów krzywdzeniem innych. Z kolei psychologię pary wzięli na warsztat Joanna Czajkowska i Jacek Krawczyk w duecie Wszystko co widać. OHIO, osadzonym w twórczości Samuela Becketta. To jeden z najwyrazistszych spektakli Sopockiego Teatru Tańca, który w tym roku, po dwudziestu pięciu latach istnienia, kończy działalność. Z zadumą nad tym smutnym faktem dobrze koresponduje refleksja o przemijaniu, pulsująca cały czas pod historią postaci, które obserwujemy – od ekscytacji dopasowaniem, przez starcia o różnice, po mądrość zrozumienia tajemnicy bycia zarazem bytem oddzielnym i częścią diady.

I wreszcie Ucieleśniony mózg, wykład-performans Iwony Olszowskiej (koncepcja, choreografia, wykonanie, tekst) i Marcina Janusa (muzyka na żywo). Ta kłączasto-wielowątkowa konstrukcja pobrzmiewała wszystkimi zarysowanymi wyżej tematami. Rozwój człowieka, opowiadany przez pryzmat funkcjonowania motorycznego, kierował myśli zarówno do zagadnień związanych z emocjami jednostek, jak i tych dotyczących (dys)funkcji społecznych; zarówno do nieskrępowanej fizjologii życia, jak i jego kulturowego dyscyplinowania. W pewien sposób ten wykład stał się zwornikiem tematycznej konstrukcji całego festiwalowego programu.

Proces kształtowania się Festiwalu jest w jakiś sposób emblematyczny dla wykuwania się festiwalowego obiegu współczesnego tańca w Polsce, nawet jeśli „Kalejdoskop” nie jest wydarzeniem tego obiegu najstarszym. Podobne etapy przechodziły bodaj wszystkie festiwale, którym w trudnej polskiej infrastrukturze udało się przetrwać: początki eksplodujące brawurowym zapałem niemal bez żadnych zabezpieczeń instytucjonalnych, faza spontanicznego kształtowania formuły i stylu wydarzenia, pączkującego w różnorodne strony, stopniowe krzepnięcie kierunku artystycznego, wypracowywanie formy funkcjonowania[10] i metod pozyskiwania finansów, testowanie i weryfikacja kolejnych wariantów budowania programu, stabilizacja modelu i wpisanie weń wybranego zakresu elastyczności strukturalnej. Co dalej? To nie jest tak, że łatwo to przewidzieć. Ale na podstawie dotychczasowej ścieżki rozwoju można wierzyć, iż akurat ten Festiwal potrafi przetrwać wszelkie burze.

Omawiane spektakle i performansy zaprezentowano w ramach XX Festiwalu Tańca Współczesnego „Kalejdoskop” w Białymstoku w dniach 1-4 czerwca 2023 roku. Prezentacje odbywały się w Białostockim Teatrze Lalek, Studiu Działań Kreatywnych DaceOFFnia, Centrum Aktywności Społecznej, Uniwersyteckim Centrum Kultury i w plenerze.

Program XX Festiwalu Tańca Współczesnego „Kalejdoskop” i metryczki omawianych spektakli: http://www.festiwal-kalejdoskop.pl/program-2023/ [dostęp: 16 czerwca 2023]

[1] Uważna analiza kalendarza pozwala zauważyć, że na przestrzeni lat Festiwal nie w każdym roku został zorganizowany – czas jego istnienia jest więc tak naprawdę dłuższy niż wynikający z numeracji edycji.

[2] Według mniej popularnego już dziś modelu warsztatów kilkudniowych, nie tylko skupionych na edukacji w zakresie techniki czy metody, lecz mających też na celu kreację pokazu dla publiczności.

[3] Zob. wywiad Hanny Raszewskiej z Karoliną Garbacik: https://teatralny.pl/rozmowy/uczylam-sie-w-dzialaniu,1555.html. [dostęp: 16 czerwca 2023]

[4] Oczywiście nie ma sensu wymieniać wszystkich punktów programu tak wielu edycji, żeby jednak podać choć przykłady: nową choreografię czy choreografię eksperymentalną reprezentowały u początku drugiej dekady XXI wieku (kiedy nurt ten był nazywany głównie nowym tańcem) m.in. Małgorzata Haduch, Barbara Bujakowska, Iza Szostak, Renata Piotrowska. Nieco później pokazano wielkoobsadową koprodukcję Sideways Rain Guilherme Botehlo, a całkiem  niedawno sola takich eksperymentatorek jak Maria Zimpel czy Marta Wołowiec. W formach improwizatorskich można było oglądać Iwonę Olszowską – samą i z Natalią Iwaniec czy Pawłem Koniorem – a także Pracownię Fizyczną czy Ilonę Trybułę. Butō wnikało w program głównie przez warsztaty, które prowadzili np. Tomasz Bazan czy Takako Matsuda.

[5] W 2022 roku NSTT pożegnały dwie uczennice, które wyemigrowały kontynuować naukę do innych miast: Zuzanna Burak i Weronika Juchimiuk. Obie niedawno reprezentowały swoje obecne szkoły (poznańską i łódzką) w telewizyjnym konkursie Młody Tancerz Roku.

[6] Jagoda Wasilewska, Filip Hylewicz, Joanna Kukiełka, Julia Radziszewska, Weronika Lempe, Weronika Nowosad, Agnieszka Brzezińska, Ewa Krzywicka.

[7] Określenie „taniec współczesny” ma obecnie więcej niż jedno znaczenie, doprecyzuję więc, że używam go tu zgodnie z tradycją teatru tańca i niektórych obszarów baletu, czyli na oznaczenie konkretnego języka ruchowego, wyprowadzonego przede wszystkim z techniki modern i grupy contemporary.

[8] Absolwenckie grono Choreografii i Technik Tańca na Akademii Muzycznej w Łodzi: Anna Brykowska, Karolina Łykowska, Patryk Laudański, Maria Łozińska, Karolina Adaszek, Aleksandra Łuczak, Aleksandra Kępińska, Maria Lenczewska.

[9] Kamil Bończyk, Julia Lewandowska, Łukasz Śleszyński, Katarzyna Zioło, Daniel Zych, a także Joanna Brodniak i Alexey Torgunakov, którzy w bloku małych form pokazali się w duecie In Re-space of D-organization w choreografii Torgunakova.

[10] Podlaskie Stowarzyszenie Tańca powstało dopiero w 2008 roku i zostało powołane właśnie głównie po to, by realizować Festiwal w stabilniejszych ramach formalnych. Ponadto raz współorganizatorką Festiwalu była Fundacja Kino Tańca, a w ostatnich latach w organizację niektórych wydarzeń włączała się Fundacja Rozwoju Sztuki Tańca.

Na zdjęciu: Rozmowy po tańcu, XX Festiwal „Kalejdoskop”. Fot. Marcin Onufryjuk.

Na zdjęciu: Teatr ROZBARK „Bestie”, XX Festiwal „Kalejdoskop”. Fot. Marcin Onufryjuk.

Na zdjęciu: Teatr ROZBARK „Bestie”, XX Festiwal „Kalejdoskop”. Fot. Marcin Onufryjuk.

Na zdjęciu: Spektakl plenerowy w choreografii Witolda Jurewicza „Organizm-Materia”, XX Festiwal „Kalejdoskop”. Fot. Marcin Onufryjuk.

Na zdjęciu: Teatr Tańca Nieznany, „Holy Melancholy”, XX Festiwal „Kalejdoskop”. Fot. Marcin Onufryjuk.

Na zdjęciu: „Krótkie formy Choreograficzne”, XX Festiwal „Kalejdoskop”. Fot. Marcin Onufryjuk.

Na zdjęciu: „Krótkie formy Choreograficzne”, XX Festiwal „Kalejdoskop”. Fot. Marcin Onufryjuk.

Na zdjęciu: Spacer historyczny po Białymstoku w ramach XX Festiwalu „Kalejdoskop”. Fot. Marcin Onufryjuk.

Na zdjęciu: Sopocki Teatr Tańca „Wszystko, co widać. OHIO”, XX Festiwal „Kalejdoskop”. Fot. Marcin Onufryjuk.

Na zdjęciu: warsztaty prowadzone przez Witolda Jurewicza, XX Festiwal „Kalejdoskop”. Fot. Marcin Onufryjuk.

Na zdjęciu: warsztaty prowadzone przez Iwonę Olszowską podczas XX Festiwalu „Kalejdoskop”. Fot. Marcin Onufryjuk.

Na zdjęciu: Iwona Olszowska, Marcin Janus, interaktywny wykład performatywny „Ucieleśniony mózg”, XX Festiwal „Kalejdoskop”. Fot. Marcin Onufryjuk.

Na zdjęciu: Hertz Haus „Unbody”, XX Festiwal „Kalejdoskop”. Fot. Marcin Onufryjuk.

Na zdjęciu: Wernisaż prac pleneru plastycznego Ruch Uczniowie Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych im. A. Grottgera w Supraślu podczas otwarcia XX Festiwalu „Kalejdoskop”. Fot. Marcin Onufryjuk.

Na zdjęciu: Karolina Garbacik podczas otwarcia XX Festiwalu „Kalejdoskop”. Fot. Marcin Onufryjuk.

Plakat Festiwalu Kalejdoskop 2023. Materiały promocyjne organizatora.

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close